Cóż...wszystko w biegu, większość z nas wciąż goni. Mam wrażenie, że czas ucieka i pędzi w zastraszającym tempie. Dzieciom natomiast powtarzamy: wolniej, spokojnie, pomalutku, mamy czas… Coraz częściej wydaje mi się, że jestem w jakimś przedszkolnym MATRIXIE i poddaję się po długiej
wewnętrznej walce tej pedagogicznej hipokryzji.
Tak
jak „dzieci i zegarki nie mogą być stale nakręcane”, tak samo i nauczycielom
trzeba dać czas na chodzenie i spokojne przemyślenia - co warto, a co się opłaca…
tylko trzeba do tego pedagogicznie dorosnąć.
Ja bez przerwy rozmyślam, kalkuluję, wmawiam sobie: tak to już jest; „coś za coś” i coraz
częściej stwierdzam, że nie zawsze warto angażować całej siebie w przygotowanie
przefantastycznych multi-zajęć. Nie trzeba kupować drogich, kolorowych i świetnie
wykonanych pomocy dydaktycznych, by zadowolić współczesne przedszkolaki i zaspokoić ich zabawkowy konsumpcjonizm…
Szczególnie
w poniedziałki zmagam się z koniecznością rozładowania u dzieci napięcia. Co tydzień walczę sama ze
swoją nauczycielską naturą, co niedzielę wieczorem przepycham się z myślami
kłębiącymi się w głowie: co bardziej warto? Na siłę organizować zabawy
stymulujące rozwój słownictwa, kompetencji matematycznych, zainteresowań
technicznych? Dochodzę do wniosku, że to się nie uda, że moja energia
zdecydowanie nie wystarczy, że moje
baterie i tak wcześniej się rozładują niż akumulatorki moich przedszkolaków.
Zatem, jak w każdy poniedziałek zaspokajam nieodpartą potrzebę „nadruchu”
eksploatując fizycznie dzieci poprzez
„wyżywanki i wściekanki” przy energetycznej muzyce. Od niedawna wiem na pewno,
nie tego w poniedziałki oczekują…
Przebodźcowane, przetabletyzowane, przetelofinizowane, przetelewizjowane dzieciaki potrzebują
kontaktu ze światem rzeczywistym, czekają na ukojenie zmysłów, uspokojenie po
wszystkim „prze…”, łakną bliskości z czymś realnym.
Niezwykle
prostym sposobem, zbliżającym dzieci do bezpośredniego obcowania z naturą,
strukturą, różnorodnością dotykowych doznań jest niekomercyjna ścieżka
sensoryczna. Ta zmysłowa droga do świata
wrażeń dotykowych jest zdecydowanie tym, co wychodzi naprzeciw potrzebom niemal
wszystkich dzieci. Coraz więcej z nich potrzebuje dostymulowania, głębszych
doznań czuciowych. Choć są i takie, które zdecydowanych bodźców będą raczej
unikać, wybierając w zamian delikatną strukturę miękkiej gąbki, wacianego
puszku czy miękkość flaneli i polaru.
Zaczęło
się prosto, najprościej, od tego, co oczywiste: szyszki, kamienie, żołędzie,
kasztany, trawa, siano, fragmenty kory, pocięte na plastry pieńki drzew, gałązki suche i świeżo ścięte, fasola „Jaś”,
ciecierzyca, groch. Z uwagi na różnorodną strukturę tych darów natury, niektóre
z nich warto ukryć w poszewkach na małe poduszki: kłujące szyszki czy ostre
kamyczki nie zrobią krzywdy przez warstwę materiału, a cienka bawełna do końca
nie stłumi efektów czuciowych. Pomiędzy „stacjami” warto poukładać elementy wzięte
„z życia codziennego”: nakrętki po napojach, wytłaczanki po jajach, skrawki
materiałów o różnych strukturach, styropian, gąbki, „druciaki” do zmywania,
liny, sznurki, gazetowe kulki i całą masę innych pozornie nieprzydatnych
rzeczy.
Ta „droga dla bosych stópek” stale będzie się
wydłużać, wciąż przychodzą nowe pomysły i materiały, które stanowią niezwykłą
dotykową przygodę, są źródłem nowych doznań. Na początek dzieci mogą iść
dziecko za dzieckiem, następnie można je połączyć w pary i jednemu z
przedszkolaków zasłonić oczy (drugie przeprowadza). Warto przejść ścieżkę kilka
razy, od czasu do czasu pomieszać kolejność elementów.
Na koniec warto
porozmawiać z dziećmi o ich odczuciach i wrażeniach, wspólnie pomyśleć, co
jeszcze mogłoby się pojawić na przedszkolnej dróżce zmysłów dotykowych. Tak
sensorycznie pobudzane przedszkolaki rozwijają równowagę, usprawniają motorykę
dużą, pobudzają swoją wyobraźnię
dotykową i są gotowe, do podejmowania aktywności intelektualnej w sposób
niewymuszony, naturalny, po prostu normalny. Zachęcam, żeby elementy ścieżki leżały
gdzieś w zasięgu ręki, niech będą już zawsze „w pogotowiu”. Ty również możesz chodzić
razem z dziećmi, wszystkim nam potrzebny jest przecież czas na chodzenie :-)
Brak komentarzy
Prześlij komentarz